6 sie 2007

Odkywam Amerykę w konserwach, czyli jak to było przed wojną

Udało mi się zebrać garść wspomnień o Żydach, którzy przed wojną mieszkali we wsi, z której pochodzę, w Miedźnie. Na razie rozmawiałam dopiero z kilkoma osobami z najbliższego otoczenia: babcią i dziadkiem, starszą siostrą babci i jej mężem oraz z 90-letnim sąsiadem. W tym mini-badaniu nie siliłam się na jakąś naukową poprawność, nie stosowałam żadnej określonej metodologii, wszelkie wyuczone na studiach socjologicznych instrukcje pt. "jak przeprowadzać wywiad" poszły do lamusa: zbieram te informacje zupełnie prywatnie i z czystej ciekawości. Zależy mi nie tyle na dokładnym odtworzeniu historycznej prawdy, co na zapoznaniu się ze wspomnieniami osób, które pamiętają przedwojenne czasy i mają w głowach choćby mglisty, ale oparty na bezpośrednim doświadczeniu, obraz polskich Żydów [a może to jednak jest pewne wstępne założenie, zdradzające socjologiczne podejście…]
I tak - od słowa do słowa, w miłej, nieformalnej atmosferze, przy herbacie i ciasteczkach - dowiedziałam się, że żydowskich rodzin w Miedźnie było nie kilka, ale co najmniej kilkanaście. Większość domów w pobliżu kościoła to były domy Żydów - a mieszkało ich po kilka spokrewnionych ze sobą rodzin na jednym placu. Wszystkie sklepy - z wyjątkiem jednego sklepu spółdzielni "Samopomoc Chłopska" - także były w rękach żydowskich. Było kilka żydowskich piekarni, krawiec, szewc, sklep z tekstyliami (czy jak to nazywają starsi ludzie "towarami"). Nie było żadnej specjalnej rzeźni, ale na jednym placu (zresztą tuż obok mojego domu), pewien stary Żyd zabijał dla wszystkich zwierzęta. Żydzi jedli tylko "przodek" z zabitych zwierząt, resztę mięsa sprzedawali Polakom. Sami zaś orientowali się świetnie w tym, u którego gospodarza właśnie ma się urodzić cielątko i od razu skupowali takie młode zwierzę.
Była w Miedźnie także bóżnica! Początkowo zaczęto ją budować tuż przy kościele, ale pojawiły się protesty ze strony Polaków, że to tak niezręcznie, żeby synagoga stała zaraz obok kościoła, i w końcu drewniany budynek (z wyglądu podobno przypominający zwykłą szopę) stanął w innym miejscu, gdzieś w podwórku, z dala od drogi. Z tego co się dowiedziałam, modlili się tam tylko mężczyźni, podczas gdy kobiety zostawały w domach. Co sobotę zbierali się tam "skakali", "rozkładali ręce", "szwargotali po swojemu". Mój sąsiad zapamiętał tradycyjne śluby pod baldachimem i nakryte białymi płachtami szałasy stawiane w święto Kuczek ("tak jakoś przed kopaniami", tj. przed wykopkami). Kiedy natomiast zapytałam o to, czy pamięta jakieś żydowskie pogrzeby, to powiedział, że tutejsi Żydzi to były "krzepkie chłopy" i nie przypomina sobie, żeby ktoś umarł.
Co jeszcze zapamiętali ludzie, których pytałam? O tym wkrótce.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

I jak ci idzie to odkrywanie Ameryki? Napisz bo jestem ogromnie ciekaw

Pozdrawiam

Tim

Anonimowy pisze...

I jak ci idzie to odkrywanie Ameryki?

Napisz koniecznie

Pozdrawiam

Tim

Anonimowy pisze...

Brawo! Swietny pomysl z tym blogiem, masz we mnie wiernego czytelnika!

Gojka pisze...

Z odkrywaniem Ameryki idzie słabiutko. Ale mam jeszcze 3 tygodnie, żeby to nadrobić!