22 paź 2007

Jeruszalaim

Ciągle obiecuję sobie, że będę bardziej regularnie pisać na blogu o tym, co dzieje się w Izraelu, co mi się przydarza i co mnie zaskakuje, ale samo przeżywanie tego zabiera tyle czasu, że opisywanie schodzi na dalszy plan. Poza tym aklimatyzacja, znalezienie najlepszych hotspotów dla bezprzewodowego internetu, opanowanie tras autobusów, no i oczywiście studia, które okazały się być na znacznie wyższym poziomie niż przypuszczałam – to też zabiera czas. W dodatku oprócz hebrajskiego chodzę też (z własnej i nieprzymuszonej woli) na lekcje literackiego arabskiego. Myślałam, że będzie tu tak całkowicie błogo i wypoczynkowo, a okazuje się, że jest sporo do zrobienia. Całe szczęście to same przyjemne rzeczy, które mnie bardzo cieszą. Ale do rzeczy.

Wczoraj odwiedziliśmy Jerozolimę. My – to jest cała grupa stypendystów i niektórzy nasi Izraelscy znajomi. Dojazd z Jerozolimy do Tel Awiwu jest szybki i wygodny – miasta połączone są autostradą. Po drodze pola bawełny, pola zielonych roślin, pola żółtego kurzu i piękne wzgórza. Wystarczy niecała godzina, aby znaleźć się na miejscu, w całkiem innym świecie – bo Jerozolima i Tel Awiw to „dwie różne pary kaloszy”, miasta różniące się od siebie nie tylko wyglądem budynków, ale i wyglądem mieszkańców. Dwie różne twarze Izraela.

Ponieważ cała nasza grupa postanowiła spełnić patriotyczny obowiązek i wziąć udział w wyborach, a kolejka pod ambasadą była długa i posuwała się w żółwim tempie (średnia wieku komisji wyborczej - ok. 70 lat – w dużym stopniu wpłynęła na efektywność jej prac ;), do Jerozolimy wyruszyliśmy dopiero ok. 14. Całe popołudnie spędziliśmy w Yad Vashem. To niesamowite miejsce! Jako muzeum Szoa (Zagłady) mogłoby być całkowicie przytłaczające, przeażające i nieprzyjemne (jak np. muzeum na terenie obozu w Oświęcimiu), ale jest zupełnie inne. Położenie na stoku góry, otoczenie pięknych drzew, zasadzonych przez sprawiedliwych wśród narodów świata, kształt budynku muzeum, który przypomina tunel ze światłem nadziei na końcu i – cytując przewodniczkę – „najpiękniejszym widokiem na świcie” po wyjściu z tego tunelu – to wszystko przepełnione jest jakimś takim pokojem i ulgą, że chociaż było strasznie, to ten horror już się skończył i jest pięknie… Bardzo mnie to wzruszyło, w szczególności właśnie widok na wzgórza otaczające Święte Miast, który jakby czeka na zwiedzających Yad Vashem, jakby dla ukojenia oczu…

Po wyjściu z Yad Vashem i świetnej kolacji w arabskiej restauracji (o jedzeniu jeszcze będzie, bo to osobna historia) zaczęło się ściemniać, więc nie było czasu na zwiedzanie miasta. Zobaczyliśmy je tylko ze wzgórza, piękne, dostojne i wciąż święte. Czeka, aby je odkryć… a ja czekam na czwartek… bo wtedy Właśnie wybieram się tam po raz

Nowe zdjęcia z Tel Awiwu - już dostępne
Zdjęcia z Jerozolimy bardzo wkrótce ;)

Brak komentarzy: