27 paź 2007

Z Jerozolimy - krotko, acz bezposrednio

Jest 8.30 rano, siedze w hostelu w muzulmanskiej dzielnicy Jerozolimy, nieodpodal Bramy Damascenskiej prowadzacej do starego miasta. Popijam kawe i wcinam resztki szabasowej chaly, ktora kupilam wczoraj na targu Machane Jehuda w zydowskiej dzielnicy.
Jerozolima jest miastem tak niesamowitym w swej roznorodnosci, swietosci i niepowtarzalnosci, ze naprawde nie wiem, jak przekuc w slowa to, co widze, slysze, czuje i doswiadczam. Dlatego z opisem wrazen poczekam do jutra, do powrotu do "zwyklego" swiata - do Tel Awiwu. A teraz wyruszam, chlone dalej to miasto, w ktorym czuje sie zarazem bardzo obco, miedzy tymi kolorowymi straganami, krzyczacymi Arabami, pejsatymi ultraortodoksyjnymi Zydami, a jednoczesnie bardzo u siebie (bo wiem, ze tu sie wszystko zaczelo, moja religia, to, co wyznacza bieg mojego zycia, to, co jest fundamentem...

Brak komentarzy: