31 sty 2008

O izraelskiej kuchni w trzech słowach

W Izraelu wcale nie jest gorąco przez okrąglutki rok. Przez kilka ostatnich dni pogoda bywała dosłownie dzika: deszcz, grad, wiatr, burze… Wydarzeniem tygodnia był śnieg w Jerozolimie. Nie wiem, co wzbudzało ostatnio więcej emocji w Izraelu - sytuacja w Strefie Gazy czy ten śnieg. Jakiś pan w wiadomościach mówił: „Nie ma powodu do paniki. Śnieg to nie wojna” (serio!) Z powodu śniegu odwołano nawet wycieczkę do Jerozolimy dla amerykańskich studentów, no bo jak tu jeździć autokarem po zaśnieżonym mieście! Nie da się przecież!

Ostatnio coraz częściej myślę o powrocie do Polski i co tu kryć: tęsknię za domem. Pewnie, że mi tu w Izraelu dobrze, ale cieszę się też bardzo, że już wracam.

Mam poczucie, że nie napisałam na tym blogu nawet o jednej dziesiątej tego, co chciałabym napisać. Nie napisałam na przykład o izraelskim jedzeniu! Czas nadrobić te zaległości.

Jeśli na hasło „kuchnia izraelska”, przychodzą Ci do głowy takie skojarzenia jak: „koszerny”, „gefilte fisz” czy „karp po żydowsku”, itp. to jesteś dość daleki od kulinarnej rzeczywistości Krainy Mlekiem i Miodem Płynącej. Najbardziej charakterystyczne dla Izraela potrawy pochodzą bowiem wcale nie z tradycji kulinarnej Żydów z Europy Wschodniej, ale z krajów arabskich. Jeśli miałabym opisać izraelskie jedzenie w trzech słowach to powiedziałabym: falafel, humus i thina.

Co to takiego? Jeśli zadasz tu komuś pytanie: „Co to falafel?”, to zapewne zostaniesz obdarzony spojrzeniem pt. „Z księżyca spadłeś?!”. Falafel funkcjonuje w Izraelu tak jak frytki albo zapiekanka w Polsce. Można kupić na ulicy i w barach szybkiej obsługi, najeść się do syta i zapłacić grosze (jak na izraelskie ceny). Falafel to smażone kulki z bobu albo cieciorki, najczęściej podawane w picie, czyli arabskim chlebie z kieszonką. Do pity najczęściej wkłada się oprócz falafela także pomidory, ogórki, czasem frytki – tak naprawdę włożyć można cokolwiek.

Czas na thinę. Thina to gęsta sezamowa pasta, którą roztrzepuje się z dodatkiem wody i doprawia solą, pieprzem, czosnkiem, oliwą z oliwek i sokiem z cytryny. W thinie „macza się” kawałki pity i je jako potrawę w samą w sobie. Dodaje się ją też do humusu (jako nieodłączny składnik). Alternatywna wersja thiny (moja ulubiona, podpatrzona w kibucu Dgania) to sezamowa pasta na słodko z miodem.

Co to humus? Gęsty krem z ciecierzycy, z dodatkiem thiny i przypraw. Je się podobnie jak thinę: maczając w nim kawałki pity. Thina i humus to potrawy „kolektywne” – tzn. do jedzenia w większej grupie. Stawia się na środku talerzyk z thiną i talerz z humusem, obok stosik pit. Odłamuje się po kawałku pity, nabiera trochę pasty z talerzyka (pitą i ręką! sztućce idą w odstawkę!) i… kiedy talerzyk zaczyna być pusty, prosi się o następny talerzyk, i następny, i tak aż do syta. No bo idąc do arabskiej restauracji zazwyczaj nie płacisz za każdy talerzyk osobno, płacisz po prostu za „thinę” albo „humus”. Niezależnie od tego ile zjesz (bardziej zależnie od tego, jak się dogadasz z właścicielem).

Podstawy izraelskiej kuchni mamy już opanowane. Ale o jedzeniu jeszcze będzie!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Falafel jest u nas powszechnie znany, z tymże w barach z kebabem, bynajmniej niewiązanych z tradycją i kuchnią żydowską. Falafel to tradycyjne danie żydowskie? Skąd w takim razie w barach z tureckim jedzeniem?

Gojka pisze...

Gojka: Nigdzie nie napisałam, że to tradycyjne danie żydowskie. :) Broń Boże! Napisałam tylko, że to bardzo charakterystyczny składnik kulinarnej rzeczywistości Izraela! O rodowodzie bynajmniej nieżydowskim...

Nieśka pisze...

Co warto przywieźć z izraela?:) najbardziej kwestie kulinarne mnie intereszują. dzieki:)