20 lis 2007

Pora deszczowa

Jeśli myślisz, że w Izraelu przez cały rok jest gorąco i słonecznie, i zazdrościsz mi ciepełka, to już śpieszę się powiadomić: tu też jest zima. Od kilku dni wszyscy trąbili o tym, że idzie zima. Żadnych symptomów tej zimy nie zauważałam: palmy są tak samo zielone, drzewa i krzewy kwitną i pachną, temperatura najprzyjemniejsza z możliwych - około 20 stopni, słonecznie, lekki wiaterek. Ale wczoraj około południa, nagle i niespodziewanie, zachmurzyło się i zaczęło lać. Nie padać, lać. Deszcz tutaj jest nagły, ciężki i gęsty. Krople są ogromne. Parasolka nie uchroni cię przed zmoknięciem, nawet, jeśli deszcz nie zacina. Po prostu tego deszczu jest strasznie dużo naraz. Ulicami spływają strumienie wody. Dach dudni jakby zaraz miał się rozpaść. Robi się ciemno, choć jest południe, uderzają grzmoty i błyskawice, palmy w ogrodzie chwieją się na wietrze. Gaśnie światło. Wydaje się, że spokojna, senna, wypieszczona słońcem roślinność nie wytrzyma tego naporu wody. Leje prawie dwie godziny. A potem tak nagle jak deszcz przyszedł, tak nagle ustaje. Chmury rozpierzchają się, wychodzi słońce. Wszystko na dworze jest mokre i świeże. Zieleń zdaje się być czysta i odprężona jak człowiek, który po długim dniu pracy w kurzu i pocie, wziął chłodny prysznic.

Zesłałeś, Boże, obfity deszcz, swe wyczerpane dziedzictwo Ty orzeźwiłeś. (Psalmów 68:10)
Teraz rozumiem lepiej wszystkie biblijne metafory porównujące gniew do gwałtownego wiatru, przyjście Bożej pomocy do nadejścia nagłego, niespodziewanego, silnego deszczu, psalmy wysławiające majestat Boga wśród burzy. W starożytności ludzie znacznie mocniej doświadczali przecież siły przyrody, będąc od niej zależni. Nie wyobrażam sobie, jak dawali sobie radę z takim deszczem patriarchowie mieszkający w namiotach, uciekający przed Saulem Dawid, kryjący się w górach, Jan Chrzciciel na pustkowiu, Jezus i apostołowie głoszący dobrą nowinę, wędrując od wioski do wioski…

Brak komentarzy: