21 lis 2007

Jeszcze więcej deszczu

Przedwczorajsza dwugodzinna ulewa byla chyba tylko preludium do prawdziwej pory deszczowej. Od wczorajszego rana leje prawie non stop. Ludzie drżą z zimna (15 stopni na plusie - to dla Izraelczyków zimno), chodzą w kurtkach i kaloszach. Kalosze są jak najbardziej na miejscu, bo ten deszcz jest największym jaki w życiu widziałam (nawet podczas powodzi w Polsce w 1997 tak nie padało), a po ulicach płyną potoki wody, ale mówienie o zimnie to przesada...
Przynajmniej pogoda zachęca do nauki. Mój hebrajski z dnia na dzień coraz lepszy, choć jak na razie jedyną osobą z którą rozmawiam wyłącznie po hebrajsku jest Szula, starsza pani która przychodzi dwa razy w tygodniu sprzątać nasz dom i gotować obiad na kilka dni. Używając mojego (bardzo ograniczonego jeszcze) słownictwa udało mi się jej opowiedzieć o tym, skąd pochodzę, jak dużą mam rodzinę, co tu robię, czego się uczę, itd. Dowiedziałam się też coś nieco o niej - że pochodzi z Maroka, ma sześcioro dzieci, itp, itd. Przy okazji, jeśli od dziecka jesteś karmiony bajeczką, że wszyscy Żydzi są niewyobrażalnie bogaci, przekładają pieniadzę z kupki na kupkę i pociągają sznurki światowej polityki, to pewnie zaskoczy cię fakt, że są też Żydzi-śmieciarze i Żydówki-sprzątaczki. Takie jak Szula.
Ale wracając do hebrajskiego, to codziennie odkrywam w tym języku coś fascynującego. To naprawdę zaskakujące jak dużo treści można zawrzeć w jednym słowie, jak na pozór nie mające ze soba nic wspólnego słowa pochodzą od wspólnego rdzenia... Na kursie z esencji Judaizmu, profesor pokazuje nam ile niesamowitych, pełnych znaczenia, gierek słownych można znaleźć w Biblii. Niestety, te wszystkie subtelności gubią się w przekładzie, więc aby je wychwycić trzeba znać oryginalny język. Dlatego wracam do nauki...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

mysle, ze Szula jest wspaniala, bo dala zycie 6 dzieciom! a sprzatanie jej nie dyskredytuje.